Wstałam i takie piękne słońce świeciło, że aż szkoda by nie wykorzystać. Wymyśliłam, że dziś upiekę bułeczki drożdżowe. Mam piękne ceramiczne naczynie, które aż czeka na takie słodkości. Ciasto już ugniecione, ale jest jedno ale, trzeba czekać aż urośnie, a póki to się stanie, to mogę nie zdążyć przed zachodem słońca i cały ten urok słonecznego dnia może lekko mówiąc pójść pobiegać 😀 Ale trzeba wierzyć, co kilka minut doglądam ciasta i mówię do niego co każde kilka milimetrów – o jak ładnie urosłeś 😀 Aktualizacja: Zabrakło tylko kilkunastu minut, słońce zaszło, zdjęcia robiłam po ciemku. Na dodatek zagapiłam się i siedząc przy komputerze zapomniałam, że piekę i wyszły trochę za ciemne. Nie ma to jak czekać cały dzień, a na finiszu nie dopilnować 😀
Składniki:
- mąka – 600 g
- mleko – 280 ml
- cukier – 150 g
- masło – 150 g
- jajka – 3 sztuki
- drożdże – 1 opakowanie 7 g
Przygotujmy dużą miskę w której zmieszamy wszystkie składniki. Dobrze odmierzcie w miarce i na wadze. Nie żebym się chwaliła, ale ostatnio kupiłam sobie taki fajny kubeczek z miarką i mam też wagę kuchenną 😀
Wsypujemy mąkę, cukier, drożdże, wlewamy mleko, dodajemy masło i jajka. Mieszamy łyżką, a potem ręką ugniatamy ciasto.
Przezabawnie to wyglądało, jak pierwszy raz ugniatałam takie ciasto dwoma rękami i tak się oblepiłam, że ledwo odmyłam 😀 Chłopak miał ubaw, ostatecznie po mnie poprawił, gdyż to jego przepis i najlepiej mu to idzie, nie raz robił, ja jeszcze za bardzo się boję pracy z ciastem 😀
Odstawiamy w ciepłe miejsce do urośnięcia. Przykrywamy jakąś ścierką czy folią i możemy włączyć grzejnik, niech ma cieplutko.
Od tej pory chodzimy doglądać co jakiś czas i rozmawiać z ciastem by szybciej urosło. Żart 😀
Lepimy ciasto, kroimy na mniejsze kawałki.
Formujemy okrągłe bułeczki, trochę ich z tego wyjdzie.
Kładziemy na blaszce pokrytej papierem do pieczenia i lekko oprószonym mąką. Byle nie za blisko siebie, by nie poprzyklejały się za bardzo, dajmy im trochę przestrzeni.
Zostawiamy bułeczki jeszcze by podrosły, około godzinę.
Smarujemy przed wstawieniem do piekarnika jajkiem po wierzchu (ale rozbijcie i wymieszajcie, zanim posmarujecie). Wtedy wyjdą takie fajne, błyszczące.
Pieczemy w piekarniku na 190 stopni przez około 15 minut, aż się zarumienią.
Mimo tego, że wyszły trochę za ciemne, to zapewniam, że całe są mięciutkie i pyszne 🙂
Może nie są to aż takie arcydzieła, jak robią je nasze mamy i babcie, bo one to robią obłędnie, ale jakaś namiastka tego jest 😀
Smacznego! 🙂
Muszę koniecznie wypróbować przepis
Polecam, wczoraj wieczorem zjadłam jedną z mlekiem, to się tak najadłam. A jeszcze jest trochę zamrożonych 😀